Odkrywca


Na przełomie XIX i XX wieku przybysze z nizin dotknęli po raz pierwszy piękna tatrzańskiego krajobrazu. Wspólnie z góralskimi przewodnikami zaczęli odkrywać niedostępne partie grani, które jak narkotyk zniewalały ich swym czarem. Niech ta pierwsza miłość do gór pozwoli również nam, współczesnym turystom, odkryć na nowo fenomen tatrzańskiego krajobrazu. Pisał Stanisław Witkiewicz Stanisławowi Witkiewicz:

„Właśnie oddany byłem na pastwę wahania się: jechać czy nie jechać w końcu lutego w Tatry, na śnieg i mróz, gdy nagle przyszedł telegram z Zakopanego, w którym było to jedno słowo: »kiedy« – nawet bez znaku zapytania. Porwawszy naprędce ołówki i kaftaniki, znalazłem się w Chabówce, a następnie w budzie góralskiego wozu, przywiązanego do dwóch par płozów; w budzie, której przedni otwór zatykały szczelnie plecy powożącego Jarząbka, tak jak moje usta zakrywała przed wiatrem ręka opiekującego się mną przyjaciela. Dzięki takiemu systemowi podróżowania stanąłem w Zakopanem w nocy, ze wspomnieniem różnych butelek i prowiantów, bez śladu pojęcia o drodze przebytej, widokach górskich lub czymkolwiek bądź innym. Nazajutrz ujrzałem się wśród lasu, zawalonego śniegiem, świerków ociężałych pod nawałą okiści, po której ślizgało się i migotało światło słońca, przedzierające się w głąb fioletowych cieni drobnymi plamami lub rozlewające się wielkimi, białymi płaszczyznami w miejscach odległych”. 

Tak zapamiętał Stanisław Witkiewicz swoją pierwszą podróż do Zakopanego i pierwszy zakopiański widok   – „zawalony śniegiem” las wokół Chaty swoich przyjaciół i gospodarzy, Marii i Bronisława Dembowskich. 

Był rok 1886. Zimowe pobyty „ludzi dólskich” pod Giewontem należały jeszcze do rzadkości. Zaczynał je propagować doktor Tytus Chałubiński – warszawski lekarz i znakomity taternik – dzięki któremu Zakopane uzyskało właśnie status stacji klimatycznej. Chałubiński zalecał swoim pacjentom dłuższe w nim pobyty, a nawet osiedlanie się pod Tatrami i „trzeba było jego autorytetu, tej powagi, jaką miało jego imię, żeby się odważyć na tak »potworny« po prostu krok, jak zimowanie w Tatrach” – pisał Witkiewicz. Całoroczną kurację klimatyczną „przepisał” Marii Dembowskiej (w rezultacie Dembowscy zamieszkali na stałe w Zakopanem jesienią 1885 roku), a kurację zimową chorującemu na  gruźlicę płuc Witkiewiczowi.

Artysta miał wówczas 35 lat i był znanym już malarzem, krytykiem sztuki i redaktorem artystycznym warszawskiego czasopisma „Wędrowiec”. Zakopanego i Tatr nie znał. To Dembowscy wprowadzali go w góry, poznali z legendarnym Sabałą i przewodnikiem Wojciechem Rojem. Z nimi odwiedził miejscową szkołę snycerską i stopniowo poznawał kulturę góralską. Ze względu na śnieg, w którym trzeba się było kopać po pas, Witkiewicz z przyjaciółmi chodzili początkowo w góry niewysokie, głównie do dolinek reglowych i na Gubałówkę. 

W marcu śnieg w dolinach stajał, ale w górach nadal panowała zima – „wielka, biała i czysta, wznosząca się z szarorudego dna doliny. W taki dzień i wśród takiego pejzażu jechaliśmy do Morskiego Oka” – wspominał Witkiewicz. Pomysł wyprawy wyszedł od Bronisława Dembowskiego, znającego dobrze Tatry, uczestniczącego w wielu tzw. „wycieczkach bez programu” organizowanych przez Tytusa Chałubińskiego, słynących z licznego zastępu towarzyszących turystom górali –  przewodników, tragarzy i muzykantów. Tym razem liczba wycieczkowiczów była skromniejsza – Dembowskiemu i Witkiewiczowi towarzyszyli:  przewodnik Wojciech Roj i Sabała (który za cały „ładunek” niósł swoje gęśle i swoje opowiadania) oraz powożący saniami Jarząbek i dwójka lub trójka „krześnicków”.

O zachodzie słońca towarzystwo stanęło przy zawalonym śniegiem schronisku Roztoce. Było to pierwsze schronisko, imienia Wincentego Pola, zbudowane w 1876 roku (w nieco innej części polany, niż schronisko dzisiejsze) przy starej drodze do Morskiego Oka. Składało się z sieni i kuchni turystycznej. „Kuchnia, w której nocujemy – wspominał Witkiewicz – z niewiadomych powodów ma ledwie po kilka łokci we wszystkich wymiarach, a za okno służy jej otwór, wyrąbany w grubości belki. Toteż pieczemy się z jednej strony przy olbrzymim ogniu, kiedy z drugiej jesteśmy owiewani przyjemnym chłodem ze dworu. (…) Długo w noc jeszcze słychać było głos Sabały, a w izbie rozlegały się śmiechy „krześnicków”, pykanie fajek, trzask kłód palących się i furkotanie płomienia. W końcu ułożyli się wszyscy do snu. Szereg bosych pięt dotykał prawie ognia i raz w raz czyjaś stopa, spieczona pryskającymi z ogniska iskrami, cofała się i znów wracała na miejsce”. 

Ranek wstał szary i wietrzny. Mimo to postanowiono wyruszyć do Morskiego Oka. Jakiś czas podążano śladami kogoś, kto szedł wcześniej na karplach, potem „nie tkniętą bielą, szliśmy jeden za drugim, wtykając nogi w dziury, wybite w śniegu przez idącego na przodzie. (…) Po czterogodzinnym brnięciu w śniegu wydobywamy się na skraj pagórka. U stóp naszych leży równiutka, biała tarcza, rozesłana aż pod stopy dzikich, w tej chwili prawie czarnych, porozrywanych płatami śniegu Mięguszowieckich Turni. To Morskie Oko”. Była to jedyna w czasie tamtej zakopiańskiej zimy wyprawa Witkiewicza w głąb Tatr, i pierwsza noc, spędzona w górskim, Roztockim schronisku. 

Po powrocie do Warszawy Witkiewicz pisał do przyjaciela: „Ja zdaje się, że zrobię sobie specjalność z malowania gór i górali”, a w listopadzie i grudniu tegoż roku w prasie warszawskiej – „Wędrowcu” i „Kłosach” – publikował wiele rysunków i pierwsze reportaże literackie o tematyce tatrzańskiej i zakopiańskiej. Ukazują się wówczas utwory Tatry w śnieguSabała (z portretem) oraz  Zakopane w zimie. Ten ostatni, króciutki, promujący Zakopane  esej, zapowiadał rozwój wsi i przekształcenie jej w zimową stację klimatyczną.

 Teresa Jabłońska       


Zobacz inne wpisy

Roztoka Grabowskich

Kim był Wincenty P.?

Legenda Bartusia

Schronisko PTTK im. Wincentego Pola
w Dolinie Roztoki


1031 m n.p.m.
GPS 49°14′01,3″N 20°05′44,3″E
tel. 609 001 760
tel. 600 443 733