Legenda Bartusia


Bartuś Obrochta to legendarny gospodarz naszego schroniska. Strażnik, myśliwy, przewodnik pierwszych tatrzańskich wycieczek i muzyk zakochany w swoich skrzypcach. Poznaj bliżej tę niezwykłą postać! 

W literaturze tatrzańskiej często wspominane są zasługi straży myśliwskiej powołanej w 1866 roku do ochrony kozic i świstaków. Zasłużonym strażnikiem, znanym też jako tatrzański przewodnik i podhalański muzyk był Bartłomiej Obrochta zwany Bartusiem (1850-1926). To zdrobnienie jego imienia wiązało się z jego charakterem. Ludzi życzliwych, dobrodusznych i światłych, często na Podhalu tak nazywano. Obrochta, podobnie jak jego poprzednicy, początkowo zajmował się polowactwem (w gwarze podhalańskiej myślistwem). Działalność ta umożliwiła mu już w młodości poznać doliny reglowe i inne tereny tatrzańskich dolin i szczytów. Ograniczenia działalności polowacy nastąpiło z chwilą podjęcia znanej akcji uświadamiającej na Podtatrzu oraz powołania stosownych aktów, chroniących zwierzęta górskie.

Bartuś, podobnie jak wielu Podhalan, uległ z czasem korzystnej metamorfozie. Z polowaca stał się od 1878 roku jednym z pierwszych przewodników, a następnie został strażnikiem Straży Tatrzańskiej Towarzystwa Tatrzańskiego. Służbę pełnił od 1886 roku po I wojnę światowa. Strażowanie było ważnym jego zajęciem, choć ograniczało możliwość „wodzenia panów” po Tatrach. Przewodnictwo stanowiło jednak ważny element działalności tego górala. Jeszcze w latach siedemdziesiątych uczestniczył w wyprawach Tytusa Chałubińskiego. Wówczas to jego muzyka, obok Sabałowej, tworzyła nastrój tych niepowtarzalnych wycieczek.

W 1881 r. Bartuś z Janem Gąsienicą Gronikowskim prowadził na Halę Gąsienicową Bolesława Prusa, cierpiącego na lęk przestrzeni. Pisarz zdając sobie sprawę z trudu obiecał przewodnikom dwie nowe dubeltówki. Prus był niezmiernie rad ze swego osiągnięcia. Bartuś wspominał później, jak podaje Juliusz Zborowski: „I my się tys radowali, bo my przecie dubeltówki dostali piekne, co ik nom darowoł. No i wicie, honor nom był, co my takiego sławnego cłowieka haniok zawiedli”.

Obrochta prowadził grupę turystów po raz pierwszy zimą 1894 r. do Morskiego Oka przez Zawrat. Doświadczenie myśliwskie Bartusia przydało się w tak wówczas trudnym przedsięwzięciu. Obrochta jako strażnik angażował się czynnie w znany spór o przebieg granicy w okolicy Morskiego Oka na przełomie XIX i XX wieku. Groźba kary spowodowała niemożność odwiedzania przez niego południowej strony Tatr przez dwanaście lat.

Po zakończeniu I wojny światowej Obrochta zajął się prowadzeniem schroniska w Dolinie Roztoki (1914-1922). Wówczas więcej czasu poświęcał umiłowanej muzyce. Jego talent i wielkie doświadczenie oraz umiejętność przekazu bogactwa melodii podhalańskich, wykorzystane zostały przez Karola Szymanowskiego w balecie „Harnasie”. Stanisław Mierczyński, którego Obrochta wprowadzał w Tatry i uczył grać, tak pisał o swoim przewodniku:

„Bartuś Obrochta potrafił zachować nie tylko przekazane mu staroświeckie nuty, lecz dzięki talentowi i głębokiemu ich umiłowaniu wzbogacił je, zachowując przy tym nieskazitelną czystość charakteru i stylu dawnej podhalańskiej muzyki. A Adolf Chybiński dodaje: „Obrochta wygrywał duszę Tatr, ludzi i starodawnych czasów… Sztuka Obrochty była życiem”.

Bartłomiej Obrochta był żonaty z Agnieszką Galicą, miał ośmioro dzieci (pięciu synów i trzy córki). Zmarł w Tatrach na Drodze pod Reglami przy Suchym Żlebie. Spoczywa na Nowym Cmentarzu w Zakopanem, jego grób jest przyozdobiony skromnym nagrobkiem wystawionym staraniem Karola Szymanowskiego. Imieniem Obrochty nazwano Bartkową Turnię i Bartkową Przełączkę w zachodniej grani Małego Ganku.

Opracował: Jacek Ptak

Wspomnienia turystów

 Józef Nyka w swoim Dzienniku pozostawił następujace wspomnienie o Bartusiu:  

Krząta się przygarbiony spod kapelusza zwisają mu długie siwe włosy. O schronisko nie wiele się trapi. Sam patrzy w pusty garnek, jeśli ubije sarenki w jaworzyńskich lasach. Bard podhalańskiej muzyki traktuje rzadkich gości tym co ma najlepszego – muzyką.

O Schronisku i gazdowaniu Bartusia Obrochty wspominał również Józef Oppenheim:

Pierwotne schronisko w Roztoce pachniało upojnym romantyzmem. Jak pamięć turystów sięga, do Roztoki chodziło się zawsze na dłuższe górskie wagary – w lipcu na maliny – we wrześniu na… rykowisko jeleni. Poza tym naturalnie wyruszało się stamtąd w góry na dzikie wspinaczki lub do pysznych dolin, okalających dolinę Białej Wody. […] Gdy wytrwały turysta, po długotrwałym marszu, docierał wreszcie do stojącego wówczas wśród gęstego lasu schroniska im. Wincentego Pola, witała go zwykle na zapartych drzwiach lakoniczna kartka Bartusia „Poczekacież. Bedem za kwilkę”. Turyści rozsiadali się wtedy na trawce, cierpliwie czekając wieczoru. „Kwilka” kończyła się bowiem zwykle o szarówce, gdy nagle z okolicznych zarośli wyłaniał się Bartuś. W zaroślach bowiem zostawiał ubitą zwierzynę, udając naiwnie, że chadzał po mleko do pasterzy za wodę „jeno ze bornie prasnoł kajsi w krzaki… z pośpiechu”.

Jedzenia w schronisku za czasów Bartusia nie było nigdy, nie tylko dla gości, lecz brakło go nawet i dla samego gospodarza, tak, że zwykle dokarmiali go „panowie” własnymi zapasami! Za to Bartuś grał jak nikt na Podhalu na gęślickach cały wieczór i pół nocki do świtania przedziwne odmiany „swojskich nut” słyszanych w ciągu swego długiego żywota na ziemi podhalańskiej, gdzie go łaskawie Pan Bóg osadził.


Zobacz inne wpisy

Odkrywca

Roztoka Grabowskich

Kim był Wincenty P.?

Schronisko PTTK im. Wincentego Pola
w Dolinie Roztoki


1031 m n.p.m.
GPS 49°14′01,3″N 20°05′44,3″E
tel. 609 001 760
tel. 600 443 733