Ta opowieść wydarzyła się 100 lat temu w Tatrach. Dotyczy ona Wiesława Stanisławskiego (1909-1933), świetnego wspinaczka, pisarza i człowieka gór, który stał się ich legendą. Mówią, że prawdziwa pasja do Gór nie zna granic. Tak było w jego przypadku. Stanisławski był człowiekiem Gór. Były one jego największą miłością i pasją. Wszystko dla nich poświęcił. Wszystko w swoim życiu im podporządkował. Pisał, że wspinając się w Tatrach, dotyka esencji i największej treści swojego życia. W swojej młodzieńczej pasji porywał się, latem i zimą, na największe urwiska Tatr. Najtrudniejsze i przeważnie niezdobyte. Był genialnym wspinaczem. Ekstremalnym, jak na owe czasy, który swoimi dokonaniami wyprzedzał osiągnięcia tamtego pokolenia wspinaczy. Mimo dośc prymitywnego sprzętu: kutych haków, konopnych lin, braku śpiworów puchowych, potrafił bez zawahania atakować wielkie – największe – ściany tatrzańskie. Epoka jego największych sukcesów (1929-1933) została nazwana słusznie „erą Stanisławskiego”.
Nęciła go zawsze magia ekstremalnie trudnej wspinaczki. Największe tatrzańskie ściany, ale wewnątrz serca pozostał trochę romantykiem. Wrażliwym człowiekiem. Pisał: – Nie to, że zdobyliśmy nowy rekord sportowy. Nie dla rekordu chodzimy. Tyle wysiłków i cierpień poświęciliśmy dla tej jednej chwili, kiedy upojeni zwycięstwem stanęliśmy na szczycie, który tak jeszcze niedawno, był tylko naszem marzeniem (ze wspomnień taternickich Wiesława Stanisławskiego, „Taternik” 1933, s. 102.). Znany taternik, partner Wiesława, Wiktor Ostrowski, pisząc wspomnienie o nim do „Taternika” 1933, podkreślał wyjątkowość tej postaci: – Był wśród nas jednym z najmłodszych… Miał zaledwie 24 lata…. zajmował miejsce wyjątkowe, był swego rodzaju autorytetem i gwiazdą pierwszej wielkości.. Pamięć jego wśród nas będzie się zawsze łączyła z obrazem kolosalnej energii i wprost wyjątkowego zasobu sił życiowych… Kochał góry w słonecznej pogodzie i w kurniawie zimowej, kochał chropawy, twardy granit i ciężką, żmudną robotę w lodzie, kochał szalony pęd zjazdów narciarskich i długie wieczory w schroniskach, gdzie opowiadaniami pełnymi humoru i dowcipu potrafił nas bawić do późnej nocy. Podstawowe pytanie tego tekstu brzmi: jaki był największy zdobywca tatrzańskich urwisk? Spróbujemy na nie odpowiedzieć. Wiesław lubił moment wchodzenia na wierzchołek. Na Zadnim Gerlachu zanotował: „byliśmy targani wichrem, pijani szczęściem”. Wojciech Szatkowski opowie o największych wyczynach Wiesława, co zdobył w Tatrach i w jakim stylu, jak w górach zginął, ale przede wszystkim, jak żył. Serdecznie zapraszamy w imieniu gospodarzy schroniska PTTK im. Wincentego Pola w Roztoce i Muzeum Tatrzańskiego im. Dra Tytusa Chałubińskiego.